czwartek, 15 stycznia 2015

Turcja - Ana



20
13
2

…choć to dziwne, to od kiedy wróciłam z moich (kolejnych) wymarzonych wakacji to właśnie, oprócz wspomnień, te cyfry znajdują się w mojej głowie.  20 milionów –nieoficjalnie tylu mieszkańców ma Istambuł.  13 milionów – tylu oficjalnie. 2 miliony – tylu mieszkańców ma Warszawa.


Podobnie zresztą zdumiona byłam widząc wszystkie piękności, które oferuje Istanbuł. Miasto leżące na kilku wzgórzach, miasto dwóch kontynentów, pięknych meczetów, ogromnego mostu łączącego dwa kontynenty i pełne radosnych ludzi i przepysznego jedzenia w klimatycznych miejscach.
Istanbuł był moim marzeniem. Chciałam iść nad Bosfor, stanąć pośrodku mostu i być jednocześnie na dwóch kontynentach, chciałam zobaczyć jak prezentuje się kultura turecka i zjeść lody, którymi można, dosłownie, rzucać a one się nie rozbryzgują (istnieje jakieś ładniejsze słowo o tym samym znaczeniu?:D!) jak te nasze polskie!:) Chciałam pooddychać tureckim powietrzem i poczuć tamten, typowy klimat.




Gdyby tylko most był otwarty wszystkie powyższe punkty zostałyby odhaczone na mojej liście, a przy każdym „ptaszku” widniałaby emotikona „:D” wyrażająca radość, śmiech, szczęście! W Istanbule znalazłam bowiem dokładnie to, co znaleźć tam chciałam!:) (a w sumie na 2 kontynentach jednocześnie też byłam, bo się statkiem płynęło do Azji! HA!)
Miasto jest zachwycające! Przeróżne kulturowo, co dodaje mu jeszcze smaczku. Pełne zabytków, kebabu, jedzenia, słodyczy, przypraw i specyficznych zapachów, w dobrym tego słowa znaczeniu ;). 



Meczety robią wrażenie nie tylko za dnia, ale też w nocy, gdy są pięknie oświetlone. Szczerze powiedziawszy nie wiem nawet czy w nocy nie są piękniejsze. Bosfor najpiękniejszy jest przy wschodzie i zachodzie słońca…najlepiej, gdy obserwuje się go z dachu hostelu;). To, co sprawiło, że uśmiechałam się do siebie, to knajpki pełne facetów grających w tavle, popijających herbatę i beztrosko spędzających czas. Tak, tak, tak…wiem, że kobietom w Turcji tego nie wolno, ale ten tekst nie jest tekstem oceniającym kulturę czy religię, a jedynie tekstem o Istanbule, więc Drogi Czytelniku, nie dopatruj się proszę kulturowych i religijnych „smaczków”.:) To, co sprawiało, że czułam się w Stambule świetnie to ludzie. Odniosłam wrażenie, że Turcy i Turczynki są osobami uśmiechniętymi i skorymi do pomocy. Nie trafiłam, dzięki Bogu, na nachalnych facetów obiecujących złote góry, itp. Nie trafiłam też na zapłakane kobiety, rozpaczające nad swoim losem. Trafiłam na normalnych, uśmiechniętych ludzi, którzy sprawili, że Istanbuł był dla mnie miejscem przyjaznym nawet jak sama wracałam w nocy do domu:). To, co pyszne w Istanbule to jedzenie. Na szczęście mieliśmy dwie polskie Przewodniczki – koleżanki dzięki, którym poznałyśmy smaki malutkich, typowo tureckich knajpek, w których jedzenie połączone z ayran - em było przepyszne (ayran – jogurt z solą – specyfik turecki). Nieeuropejska kuchnia turecka, pełna innych smaków, przypraw, warzyw to naprawdę cudeńko. Jeżeli ktoś nie może znaleźć powodu, dla którego warto odwiedzić Turcję, bo Islam nie za bardzo, a zabytki średnio interesują…proszę bardzo – oto on: jedzenie!:))))
Noooo…nie wspominając już o deserze!!!! Baklava – typowa turecka baklava! To…yyyy…jakby to powiedzieć…opisać…hmmm…nie!!! Tego nie da się powiedzieć czy opisać. Tego trzeba spróbować! Baklava to typowy turecki słodycz. I choć jest ich w Turcji wiele, to ona jest dla mnie, niekwestionowaną królową i liderem w kategorii słodycze! Jej konsystencja, smak, wygląd, zapach…mniam, mniam, mniam…przy baklavie kalorie nie mają najmniejszego znaczenia! Kto spróbuje – ten zrozumie!!! :) 


Dane nam było zwiedzić również jedną z Wysp Książęcych. Wysp, na których nie używa się aut, budynki są urocze, miejsce do spacerów idealne…na których jednak nie uraczy się piaszczystych plaż. I choć przyznaję, że tego nam brakowało, to pogoda, zaliczony spacer, kąpiel i pyszne lody zrekompensowały nam tę niedogodność!:)

Polonezkoy – polka wieś w Turcji. Jak to fajnie było zobaczyć i usłyszeć polskie pamiątki i polski język, w tak, mogłoby się wydawać, odległym kraju. Wioska jest malutka, ale warta poświęcenia jej czasu. Dom Cioci Zosi, w którym zostaliśmy cudownie ugoszczeni, to niezwykłe miejsce, w którym można poczuć ducha Polski. Koniecznie trzeba do niego zajrzeć podczas pobytu w Adampolu. 



Pisząc ten tekst, kilka miesięcy przecież, po pobycie w Istambule, wciąż mam to uczucie niedosytu. To uczucie, że Istanbuł jest tak fajny, że nie zdążył mi się zaprezentować w całej swej okazałości przez te kilka dni. Wciąż uśmiecham się wspominając te ulice pełne ludzi, targi pełne krzyczących sprzedawców z jeszcze większą ilością ludzi i te zapachy roznoszące się w każdym zakamarku tego miasta.


Istanbuł zrobił na mnie bardzo duże wrażenie…bardzo, bardzo. Jego wielowątkowość i różnorodność połączone ze śpiewem Muezina, tak charakterystycznym dla islamskiej religii, robią naprawdę duże wrażenie. To z całą pewnością miejsce warte odwiedzin i poświęcenia mu kilkunastu dni w życiu. Kilka bowiem to za mało. Za mało, aby nacieszyć się i naoddychać się istanbulskim powietrzem na tyle, aby poczuć się nim nasyconym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz