środa, 23 kwietnia 2014

FOTO - Cykl WŁOSKI - Rzymu część pierwsza – Johanna

Rzymu część pierwsza

W Rzymie byłam we wrześniu. To był dobry czas na zwiedzanie wiecznego miasta – temperatura pewnie gdzieś około dwudziestu, dwudziestu kilku stopni, bezchmurne  niebo, słońce, żyć nie umierać! Owszem, popadało trochę, nawet nieźle zmokliśmy w drodze do Koloseum, ale przy letniej aurze nawet ulewa nie przeszkadza. Trochę przy tym wiało, ale jakże oczyszczające było zmoknąć do suchej nitki…  Niektórzy wycieczkowicze naszej grupy ubierali się spiesznie w foliowe palta, ale to jak lizać lizaka przez papierek. Poczuć włoski deszcz na skórze, włosach, bieliźnie nawet… to jest to!


Była to wycieczka zorganizowana, więc miała, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, plusy i minusy. Ale żeby się nie powtarzać, wszystkich czytelników ciekawych plusów i minusów wycieczki zorganizowanej odsyłam do wpisu o Londynie:


W Rzymie pełno jest grup. Grupy mijają się podczas zwiedzania, przenikają, mieszają, są wszędzie. Nadaje to  miastu charakter iście turystyczny, turystyczny aż do bólu. Chciałabym wrócić do Rzymu, ale wtedy ucieknę w boczne uliczki i będę szukała Rzymu prawdziwego, domu zwykłych ludzi, kuchni nie dla turystów a dla prawdziwych Rzymian. Ale jako, że byłam tam pierwszy raz, podobało mi się, mimo narzuconego programu.

Przedstawiam pszczółkę, naszą przewodniczkęJ


W związku z tym, że są grupy, są i przewodnicy. Nie trudno się domyślić, że w takiej ilości ludzi, ciężko dostrzec pojedyncze osoby. Dlatego właśnie, przewodnicy grup zorganizowanych posługują się różnego rodzaju gadżetami, parasolami, antenkami… w celu ułatwienia identyfikacji przez grupowiczów. Nasza Pani (niestety nie pamiętam imienia…) miała pszczółkę. Pszczoła, jak to pszczoła – żółta i energiczna, podobnie jak jej właścicielka – nadawała rytm naszym spacerom, była łatwo zauważalna z daleka i co najważniejsze – była optymistyczna wielce! Pszczołę wspomagał również system audio – ten nie był już taki uroczy. Trzeszczał i gubił się przy większym oddaleniu od nadajnika, umiejscowionego u właścicielki pszczoły. Jednak dzięki niemu dowiedzieliśmy się co nieco o historii miasta i obiektach ważnych – zwiedzanych dokładnie i szczegółowo, ale też czasem po prostu napotkanych na drodze i mijanych przy wtórze opowieści.

Jednym z pierwszych obiektów zwiedzania był oczywiście Watykan – być w Rzymie i nie widzieć Bazyliki św. Piotra? Niee... I o tym będzie w części trzeciej traktującej o Watykanie właśnie:)



A tu już moje ukochane stare kamienie… Uwielbiam ruiny, czerpię z nim energię w jakiś niezrozumiały dla mnie jeszcze sposób. Niestety, nad czym bardzo ubolewałam, Forum Romanum mijaliśmy bokiem (w planie nie było zwiedzania i deszczu – to właśnie wtedy spotkała nas ulewa). To miejsce z pewnością jeszcze odwiedzę. Mam po co wracać do Rzymu:)



Wrócę również do Koloseum, które widziałam też tylko z zewnątrz. Trochę niejasne jest dla mnie, dlaczego nie weszliśmy do środka… Czy to deszcz? Czy brak czasu? Czy może brak wcześniejszej rezerwacji biletów?


Łuk Konstantyna, znajdujący się tuż przy Koloseum.


I tu pozwolę sobie na dygresję na temat metra, gdyż właśnie pod Koloseum o metrze usłyszałam. W Rzymie są dwie linie metra – pomarańczowa i niebieska. Cudownie nieskomplikowany schemat pozwala na łatwe korzystanie z transportu miejskiego i jednocześnie szybkie przemieszczanie się. Czemu tylko dwie linie? W takim mieście? Otóż prace nad budową kolejnej trwają. Ale jak tylko budowniczowie wbiją łopatę w ziemię, znajdują jakieś stare garnki… Roi się w ziemi od eksponatów… No i w ten właśnie sposób prace są wiecznie opóźniane. Główny węzeł komunikacyjne, w którym istniejące obecnie linie przecinają się to Roma Termini. Jest to również główny dworzec autobusowy i kolejowy. Warto zamieszkać gdzieś w pobliżu tego miejsca – wtedy Rzym mamy w zasięgu rękiJ

Ciekawym obiektem jest Pałac Wenecki – budowla bardziej biała niż wszystkie inne zabudowania Rzymu – widoczna bardzo wyraźnie  z tarasu widokowego znajdującego na dachu Bazyliki św. Piotra.



Warto także odwiedzić Panteon – miejsce spoczynku wielkich tego świata. Panteon jest największą budowlą kopułową na świecie. Ma średnicę ponad 40 m i taką samą wysokość -  wszystko z betonu.



Warto zobaczyć blisko 8 metrowy otwór w suficie, przez który pada deszcz… Autentycznie. Na środku, pod otworem jest kałużaJ i odpływy kanalizacyjne. A wszystko jest tak przemyślane, że działa! Otwór w kopule jest jedynym „oknem”, jedynym otworem oświetlającym wnętrze. Sklepienie jest jedyne w swoim rodzaju i naprawdę robi wrażenie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz