poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rycerze na białych koniach - wakacji część druga

Rano obudziłam się w Lublinie. Było zimno, mgliście, padało. Właściwie lało jak z cebra. Która godzina? – pomyślałam. Bo jeśli mamy zwiedzać, to nie można przespać całego przedpołudnia. Ale skoro pada, to i tak ze zwiedzania nici… Uspokoiłam swoje sumienie śpiocha. Jednak ciekawość zwyciężyła i spojrzałam na zegarek. Było wcześnie. Bardzo wcześnie. Więc mogłam spać dalej. Po kolejnym przebudzeniu wrócił upał. Więc plany przeszły do fazy realizacji i po śniadaniu pojechaliśmy zwiedzać stare miasto. I jak dla mnie było pięknie, zaskakująco, tajemniczo. Starówka Lublina jest malutka i zwarta.

Jej obejście zajęło nam niewiele czasu. Bez pośpiechu spacerowaliśmy od Wieży Trynitarskiej, przez Rynek, Plac Po Farze, ulicą Grodzką do Zamku, a potem z powrotem, przez Bramę Krakowską. Na Rynku wypiliśmy kawę, po drodze zjedliśmy lody. Nacieszyliśmy oczy. Słońce towarzyszyło nam w każdej minucie. Stare kamienice w dużej części czekają na lepsze czasy. Ale mimo tego, a może właśnie dlatego, są takie urokliwe. I tu ciekawostka – dwa razy w życiu zdarzyło mi się wyrzucić lody, które kupiłam aby je zjeść z ochotą. Pierwszy raz w Warszawie, gdzieś przy Starym Rynku, drugi raz… w Lublinie, na Grodzkiej – Zielona Budka. No nie dało się zjeść! Same słodziki i konserwanty, żadnego smaku!

 

Potem pojechaliśmy do Chełma. Nie było tego w planach, ale od tego są plany, żeby je zmieniać. Poświęciliśmy Zamość… niestety nie można mieć wszystkiego, a czas nie chciał się rozciągnąć aż tak. W Chełmie zeszliśmy pod ziemię i w przyjemnej temperaturze około 9oC zwiedzaliśmy kredowe podziemia. W XIII w. mieszkańcy Chełma wydobywali kredę. Miasto leży na wzgórzu kredowym, więc kreda była i jest wszędzie. Ale nie była to zwykła kopalnia. Raczej sieć nieoficjalnych korytarzy kopanych przez każdego mieszkańca niezależnie ze swojej piwnicy. Dopiero gdy miasto zaczęło się zapadać, zakazano tego procederu. A teraz część korytarzy udostępniono dla zwiedzających. Na dole czekał nas spacer oraz strzegący podziemi Duch Bieluch – jak prawdziwy! Wieczorem grill u znajomych i niespodziewany nocleg w Chełmie. Jak miło spędzony czas! Bo i ciekawe miejsca, i doborowe towarzystwo!
Następnego dnia kierunek Sandomierz i Krzyżtopór. A! I jeszcze, zupełnie przypadkiem, stare ruiny w Krupem – gdzieś na trasie Chełm – Sandomierz. Piękne mury, kryjące zapewne mnóstwo ciekawych, tajemniczych historii, miłości i dramatów mieszkańców dawnego zamku. Takie to romantyczne... :) I rycerze na białych koniach...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz