piątek, 28 marca 2014

MACEDONIA - Kratovo - Vojaganto


Dziś gościmy... mężczyznę:) O Macedoni dla Was pisze Vojaganto

Witam wszystkich
Dziś wycieczka do Macedonii… część pierwsza: miasteczko Kratovo.

            Nie wiem w jaki sposób znajdziecie się w Macedonii, ale załóżmy od razu na początku, że miejscem wypadowym wszystkich opisanych tu wycieczek będzie stolica Macedonii – Skopje. 



 A właściwie to źle zacząłem… wszyscy mówimy „Macedonia” a tak naprawdę to Była Jugosłowiańska Republika Macedonii… dziwne prawda?? Nazwa ta wynika z konfliktu, jaki istnieje od kilkudziesięciu lat pomiędzy Grecją a Macedonią. Grecy twierdzą że nazwę „Macedonia” możemy używać tylko i wyłącznie w stosunku do jej północnej prowincji i w związku z tym nie chcą zaakceptować tego, aby sąsiadujący z nimi na północy kraj miał właśnie taka nazwę. Ale dość o polityce…

             Kratovo – to takie malutkie miasteczko (ok. 11 tys osób), znajdujące się w północno-wschodniej części Macedonii… yyy… znaczy się Byłej Jugosłowiańskiej Republiki Macedonii ;-) Wyjeżdżając ze Skopje (niecałe 100 km i około 1,5 godziny jazdy) na wschód, należy dostać się na autostradę A-2 (autostrada im. Aleksandra Macedończyka), a następnie skręcić w prawo w drogę 1205. Jazda przez Macedonię, uwierzcie mi, uspokaja. Są tu ogromne przestrzenie gdzie można podziwiać okolice nawet na odległość kilkunastu kilometrów.


Miasto leży w kraterze wygasłego wulkanu choć przyznam się szczerze, że ciężko to stwierdzić. 

Słynie przede wszystkim z urokliwych, ceglastych, wysoko zawieszonych mostów. 


 

Do centrum, jadąc od strony Skopje, można trafić bardzo łatwo… wystarczy jechać główną ulicą aż dojedziemy do miejsca gdzie poruszanie się samochodem stanie się prawie niemożliwe.

I właśnie to jest to co mi się tam najbardziej spodobało… bardzo wąskie uliczki wijące się pomiędzy zabudowaniami położonymi na kilku wzgórzach. Chodząc po nich dociera do nas że jesteśmy w baaaardzo starym, bałkańskim miasteczku… i to jest właśnie extra!!!



                       



            Wspomniane mosty… znajdują się nad główną, aż za bardzo chyba uregulowaną rzeczką miasteczka.


 


Są strasznie wysoko zawieszone co powoduje, że jest co podziwiać. 

               
Te, na których (lub pod którymi) byłem, zbudowane są z cegły… taki fajny średniowieczny klimacik (zresztą miasto ma swoje początki w XIII wieku).


Przy jednym z mostów istnieje możliwość zejścia na dno rzeki-kanału i przespacerowania się utwardzonym brzegiem. Oczywiście nie wspomnę, że jak to bywa w większości bałkańskich państw, wszędzie jest z lekka bałagan (delikatnie ujmując). Ale klimat „odkrywcy” powoduje, że szybko na to przestajemy zwracać uwagę. Śmiesznie tylko wyglądają wystające z budynków rury, rynny i inne tego typu wynalazki, odprowadzające ścieki i deszczówkę wprost do rzeczki. Może to co piszę nie jest zachęcające ale… Najważniejsze że budynków a’la „Gierek” prawie w ogóle tu nie ma. Z mostów roztacza się piękny widok na okolicę.


Po zwiedzeniu mostów naprawdę polecam wybranie się w górne części miasta. Rozkoszujcie się spacerowaniem po wąskich uliczkach (brak samochodów), zaglądajcie ukradkiem do gospodarstw, przypatrujcie się dyskretnie pracującym tam ludziom i podziwiajcie górską okolicę.
Ludzie są bardzo życzliwi i jak ktoś ma ochotę można przystanąć i chwile pogaworzyć. Jest kilka miejsc, kilka uliczek gdzie przenosimy się o dobre 150 lat wstecz… mury z kamienia, czerwone dachówki, przepiękne dachy, brukowane uliczki, chylące się ku upadkowi ściany domów albo po prostu zapadłe budynki.
          



To naprawdę robi klimacik. Na jednej z uliczek znalazłem kościółek, w którym można się wdrapać po drewnianych schodkach na dzwonnicę i podziwiać miasteczko (tylko uważajcie żeby nie zahaczyć
o dzwony!)
Nie będę nic więcej pisał… po prostu jeżeli ktoś lubi klimatyczne, małe miejscowości, to będąc
w Macedonii musi się tam wybrać :-)



2 komentarze: