czwartek, 13 marca 2014

Rumunia - Ana

- Gdzie jedziesz na wakacje?
- Do Rumunii – odpowiadam z uśmiechem – mam tam bardzo bliskich znajomych.

Zachód słońca w drodze w góry


Po tej odpowiedzi następuje chwila ciszy, w której to wyraźnie widzę niewyraźną minę rozmówcy i tę chęć zapytania: do Rumuni?!?!?! (w domyśle: ale po co tam i dlaczego tam???)
A no tak! Bo wbrew temu, co o Rumunii i jej mieszkańcach sobie wyobrażamy, wbrew temu, co o nich wiemy i jaką mamy opinię i wbrew plotkom wszelakim, osobiście zaświadczam, że kraj jest PIĘKNY!
Dzięki gościnności moich kochanych znajomych miałam okazję zwiedzić zarówno góry jak i nadmorskie okolice. Nie raz zaparło mi dech w piersiach, nieraz byłam zachwycona widokami i tym, co oferuje Rumunia i nieraz obejrzałam się przez ramię z uśmiechem wodząc wzrokiem za przystojnym, ciemnookim Rumunem.:)

Brasov - jedno z miast w górach

To nie tylko kraj Drakuli. To nie tylko Romowie i kradzieże i nie tylko bieda.
To bardzo ciepła woda w Morzu Czarnym, która pozwala na cudowne kąpiele tym, którzy w naszym rodzimym Bałtyku zamarzają, czyli np. mi.;)
To piękne góry i piękne widoki. Trasa Transfogaraska w Górach Fogaraskich to niesamowite przeżycie. 

Fragment trasy transfogarskiej z unosząca się mgłą

Fragment trasy transfogarskiej

Wsiadasz do auta u podnóża góry i jedziesz…i jedziesz…i jedziesz…Po drodze mijasz tamy, z których skok na bungee jest zapewne przeżyciem podnoszącym poziom adrenaliny do najwyższych progów. Mijasz stada owiec, które akurat postanowiły pospacerować drogą czyniąc ją całkowicie nieprzejezdną wprawiając w złość kierowców, w ubaw pasażerów i zmuszając opiekuna do „gwizdnej” nagany nawołującej do powrotu na pastwisko. Mijasz stoiska z wszelkiego rodzaju rumuńskimi smakołykami.


Rumuńskie jedzonko - grill

Nie należy się jednak spodziewać czegoś podobnego do polskich oscypków. Rumunie są mięsożerni. Tak bardzo mięsożerni, że my ze swoją golonką i biała kiełbasą spokojnie możemy nazwać się wegetarianami. Posiłek bez mięsa tłustego, smażonego, w dużych ilościach i różnych gatunkach, nie jest posiłkiem. A w górach? Świńska, odpowiednio doprawiona, skóra zastępuje oscypek. I ta radość na twarzach Rumunów zajadających się tym przysmakiem…nie do opisania. Zresztą, domyślam się, że mój wyraz twarzy patrząc na nich zajadających się TYM CZYMŚ, też byłby nie do opisania.:)

Mamaliga z serem i mięsem, a la gulasz

To również: alkohol? Oczywiście musi być mocny. Sery? Pełnotłuste, przepyszne, o wyjątkowym smaku – zwłaszcza te domowej roboty. Słodycze??? Ymmm…Kurtosz – już samo słowo sprawia, że moje kubki smakowe zwiększają swoje działanie. Pychota! Bez dwóch zdań to jeden z najpyszniejszych słodkich smakołyków jakie w życiu jadłam. Słodki, ale nie za słodki…pyszne ciasto, chrupiące, z różnoraką posypką…mniam! Najlepiej zakupić jeszcze gorący, co nie jest trudne, z uwagi na fakt, że przydrożni twórcy i zarazem handlarze tym przysmakiem dbają o turystów ustawiając swoje małe „fabryki” w niewielkich odległościach. Smak nie do opisania. To punkt obowiązkowy w rumuńskim menu, choć de facto, jest to przysmak pochodzący z Węgier.
To Morze Czarne. Nadmorski obraz to taki, który dostrzec możemy każdego lata w naszym kraju. Mnóstwo ludzi, mnóstwo aut, mnóstwo atrakcji, hałasu, głośnej muzyki i zabawy. Z tą tylko subtelną, ale jakże ważną, różnicą, że woda jest nieporównywanie cieplejsza do naszej w Bałtyku. Za to właśnie pokochałam Morze Czarne!:) Ohydne, pływające wszędzie algi też usprawiedliwiłam ich zbawiennym działaniem na moją cerę!;)
Zwiedzając Rumunię autem miałam okazję zobaczyć kilka różnorodnych krajobrazów. Wsie, w których żyje się naprawdę biednie, w których ludzie mieszkają w rozsypujących się domkach, a ich jedynym źródłem utrzymania są zbiory z ogrodu, które sprzedadzą przed własną furtką. I miasta, w których żyje się i przeciętnie i bogato. 


Casa Poporului 

Stolica ze sławnym Casa Poporului (Dom Ludu) – dziełem Nicolae Ceaușescu, które kipi przepychem i bogactwem robiąc ogromne wrażenie na zwiedzających, czy inne mniejsze miasta, w których, w blokach żyją zwykli pracujący ludzie – to również rzeczy warte obejrzenia. Choćby po to, aby przekonać się, że zabytki i zwykłe życie, tego złą sławą owianego kraju, wcale nie różni się od życia naszego – polskiego. 


Ławka z parku w Bukareszcie

Jedno jest pewne – nie dostrzegłam rażącej biedy, z którą kraj ten jest kojarzony. Znalazłam w nim raczej mnóstwo rzeczy, które warte są uwagi i obejrzenia, ale niestety nikt o nich nie mówi.


Widok z okna z zamku Drakuli

Warto jechać do Rumunii. Naprawdę warto! Dla ciepłej wody w Morzu Czarnym, dla Trasy Transfogaraskiej, dla sympatycznych i otwartych ludzi, dla ciemnookich Rumunów, dla arbuzów, które my widujemy na sklepowych pólkach, a tam można je zakupić z wozu bezpośrednio od producenta, który zerwał je godzinę temu z własnego ogródka, dla pysznych serów i całego mnóstwa jedzenia, które choć tłuste, jest warte grzechu. 


Ja jedząca Kurtosz:)

To kraj piękny, niedoceniony, wprawiający w zachwyt, oddający do dyspozycji piękne widoki każdemu, który chce się nimi zachwycać. Kraj, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. 


Widok z tarasu Domu Ludu

Są i góry i morze i zapewne jeszcze mnóstwo cudownych miejsc, których nie zdążyłam zobaczyć, a co może będzie mi dane już za kilka miesięcy.
Całym sercem polecam!:)

p.s. wozów z taborami nie dostrzegłam!:) Nikt też nie chciał mnie porwać, wydać za mąż na poczekaniu za Cygana ani okraść…tak tylko mówię - jakby ktoś pytał.;)

1 komentarz:

  1. A ja widziałam wozy cygańskie - jak z bajki! - pod Bukaresztem kilka lat temu. Wyglądały zjawiskowo na obwodnicy skądinąd dużego miasta! Klimat niepowtarzalny...
    Johanna

    OdpowiedzUsuń