Tego dnia zobaczyliśmy:
Big Ben (z zewnątrz)
Parlament (z zewnątrz również, co w zupełności wystarczyło)
Opactwo Westminster (również od środka, co nas niemało kosztowało, zdjęć brak, bo nie wolno, pewnie i ciekawe jak ktoś lubi, ja już wiem, że więcej nie wchodzę - obiekty sakralne to jednak nie dla mnie)
Kolorowe taksówki (kolejna wizytówka Londynu)
Metro (od środka zdecydowanie, ale i naziemne elementy architektury podziwiałam, bo stacje ładnie oznaczone, co widać na zdjęciu, prawda?)
Downing Street i Whitehall (poddaliśmy się powadze miejsca)
Nieśmiertelne czerwone budki telefoniczne (i jedna czarna...)
Generalnie poczuliśmy klimat wielkiej aglomeracji
London Eye (z daleka, przez rzekę...)
Widoki z promowej przejażdżki po Tamizie
Tower Bridge (zjawiskowy, jedno z miejsc, które naprawdę WARTO zobaczyć)
Tower of London (kosztowało dużo, zamek jak zamek, klejnoty jak klejnoty, zbrojownia jak zbrojownia, polecam dla pasjonatów..., najfajniejsze chyba były zwierzęta, te z drutu i te żywe czyli kruki - symboliczne, z podciętymi skrzydłami, żeby nie odleciały, bo legenda głosi, że jak odfruną z Tower, to koniec będzie potęgi angielskiej)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz