czwartek, 15 maja 2014

A może o kajakach… Johanna


Tym razem o pomyśle na spędzenie weekendu - żadnych długich tras, wszystko w zasięgu. Nie trzeba planować wielkiej podróży ani robić rezerwacji - tak jakby niezobowiązująco... :)  A czas spędzony aktywnie i w oderwaniu od codzienności, czasem szarej...  Dzisiaj opisuję SPŁYW KAJAKOWY, na jaki wybraliśmy się w ostatni weekend.

Spływ zorganizował jeden z naszych znajomych. Mieliśmy trochę wątpliwości ze względu na aurę, czy ludzie się nie wykruszą, czy towarzystwo dopisze. I ku naszemu zaskoczeniu, bardzo pozytywnemu oczywiście, zebrało się nas ponad 40 osób!
Na początek organizator zabrał nas autokarem do miejsca startu, gdzie dostaliśmy śniadanko – pyry z gzikiem – PYCHOTA!



Po napełnieniu brzuszków i w dobrych humorach odbyliśmy odprawę i… popłynęliśmy J
Nie wiosłowałam W OGÓLE… no może ze trzy razy machnęłam…Dlaczego? Bo tak sobie założyłam – od wiosłowania miałam męża, który chętnie to robił. W sumie to mi tylko to wiosło przeszkadzało – niepotrzebnie je zabrałam…


Instruktorzy prowadzący spływ byli bardzo przejęci rolą, przez co wprowadzali lekką nerwowość i szmery w kuluarach. Ale były też pozytywne opinie o ich złotych radach J

W sumie było 6 wywrotek – kąpali się ludzie w różnych miejscach. My tym razem daliśmy radę J Może dlatego, że nie wiosłowałam? Nie przeszkadzałam? Najbardziej szkoda było rodziny z 7 letnią córką, którzy zaliczyli kąpiel już po kilkuset metrach spływu – nie nacieszyli się zbytnio… Ale dzielnie czekali na nas w bazie i nie ominęło ich ognisko.
A ognisko było FAJNEJ Kiełbaski, gitara i śpiew…


I nocleg pod namiotami! Świetny weekend! Mimo tego, że pogoda była taka sobie, czyli niezbyt ciepło, bawiliśmy się bardzo dobrze. Nie padało, a to najważniejsze.

Spływ kajakowy to jeden z fajniejszych pomysłów na spędzenie weekendu – blisko, turystycznie, w otoczeniu przyrody. Te widoki, jakie podziwialiśmy z wody… tego nie da się zobaczyć z brzegu. 
Polecam wszystkim taki sposób spędzania czasu. A jeśli jeszcze połączymy to z biwakiem… Rewelacja!
Jedyny minus był taki, że wróciliśmy do domu zmęczeni i niewyspani… ale co tam, raz się żyje!




2 komentarze: