Rzecz działa się w małej miejscowości,
za górami, za lasami, za siedmioma rzekami. Nad pięknym jeziorem, w
towarzystwie lasu i gorącej atmosfery naszych serc. Wszystkie bajki spotkały
się w jednym miejscu, żeby fantastyka mogła poznać rzeczywistość, a życie stało
się bajką choć na chwilę.
W magicznej scenerii, w sąsiedztwie skutej lodem tafli
jeziora, które wyglądało przez to jak makieta, jak plastikowa atrapa jeziora
przygotowana przez jakiegoś reżysera, niczym w miasteczku Pleasantville, pojawili
się bohaterowie naszych wszelkich fantazji.
Czerwony kapturek z biskupem – oboje w
purpurze. Wyobraźcie sobie tańczącego biskupa! W pełnej gali. Potem, gdy Czerwony
Kapturek zdjęła kubraczek, wyglądała jak Elf Świętego Mikołaja. Niezamierzone
najprawdopodobniej przeobrażenie, które powstało w efekcie zestawienia kolorystycznego
zieleni spod kubraczka z całą resztą czerwonego stroju.
Kleopatra z Asterixem. Asterix kontra
Kleopatra. Asterix z magicznym napojem. A przynajmniej pod jego mocnym wpływem.
Skrzydełka na hełmie wirowały.
Anioł z diabłem. Białe pierzaste
skrzydła i czerwone rogi. Jak ogień i woda. Jak dobro i zło. Czarno-biało.
Żadnych odcieni szarości. Kontrast niepozostawiający cienia wątpliwości.
Burleska. Dziewczyny w gorsetach,
pończochach, podwiązkach. Wszystko dopracowane w każdym szczególe. Makijaże.
Kolory. Koronki. Kabaretki. Radość, śmiech, zabawa!
Monster High. Mistrzowski makijaż! Lalka
wyglądała rewelacyjnie. W ogóle. Nie tylko makijaż był znakomity.
Wampir, który tak się wczuł w swoją
rolę, że tylko raz udało mi się złapać moment kiedy się uśmiechnął. Nieznacznie.
Pełen makijaż, peleryna, peruka. Perfekcyjny.
Hannibal Lecter w pomarańczowym
więziennym kombinezonie, skuty łańcuchami, w masce. Dobrze się sprawdzał w roli
DJ-a, kiedy prawdziwy znikał na zapleczu. Fajnie wyglądała ta pomarańczowa
postać pląsająca i podrygująca przy konsoli.
Morticia Addams. Dziewczyna w ciąży,
zgrabny brzuszek opięty czarną długą suknią. Blada twarz, czarne długie włosy. Postać
cokolwiek osobliwa.
Człowiek w obcisłym kombinezonie
udającym smoking. Zakrywający każdy fragment ciała, łącznie z twarzą.
Kuriozalne przebranie.
Kowboje i mafiosa. Żołnierze i mnisi.
Pielęgniarka. Lekarz ginekolog. Meloniki, kapelusze, czapki. Mnogość pomysłów, poziom
wykonania charakteryzacji bezkonkurencyjny.
No i my. Piraci z Karaibów. Ośmioro
nas było. Kapelusze pirackie, czerwone chusty, białe koszule, skórzane paski,
kamizelki i gorsety. Lamówki i obszycia w złocie i czerwieni. Kapitan Jack
Sparrow i załoga.
Przeróżne stroje, jakie mieliśmy okazję
zobaczyć i podziwiać, świadczyły o wysokim poczuciu humoru ich właścicieli, o dystansie
jaki do siebie mają i o tym, że przyjechali się naprawdę dobrze bawić! A zabawa
była przednia! Muzyka świetna. DJ spisał się naprawdę
dobrze. Do tego koncert szant na żywo. Wykonawcy byli nieco zestresowani, ale
nie dali tego po sobie poznać. Słynny już poniekąd kisiel uzdrawiał im gardła
przed, a nawet w trakcie występu.
I wszystko w fantastycznym miejscu.
Piękne jezioro i plaża w zasięgu ręki. I pomimo lutego, kąpiel następnego dnia,
w towarzystwie pływającej dookoła kry, była niezwykła. Potem pozostało nam ogrzać
się przy ognisku, zjeść kiełbaski i w cudownych nastrojach pożegnać się. Wyjechaliśmy
zrelaksowani. Zmęczeni ale odprężeni.
Bajka dobiegła końca. A artyści żyli
długo i szczęśliwie.
Nieee… Bajka trwa! Tylko od nas
przecież zależy jak długo…
Do zobaczenia w następnym odcinku ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz