Fauna Malty:
Było trochę kotów, miejscami mniej,
miejscami więcej. Niektóre całkiem zadbane, inne takie bardziej czupurki.
Ale nie odniosłam wrażenia, że są wszędobylskie. Może nie ma ich tu aż tak dużo, jak się tego spodziewałam. A może po prostu tak się złożyło, że chadzały swoimi drogami, jak to koty. Zdecydowanie więcej widziałam jaszczurek. Pewnie dlatego, że dwa dni spędziliśmy na dzikich szlakach, na klifach, skałach, ścieżkach, wędrując wzdłuż wybrzeża. Trzymaliśmy się daleko od dróg, stąd takie a nie inne klimaty. A jaszczurki uciekały nam spod nóg bez przerwy. Na początku nas to zaskoczyło i bawiło, potem przywykliśmy. Ot jaszczurki, jak u nas gołębie… Widzieliśmy też kameleona… niestety przejechanego. Były też owce… Podobno są też meduzy, ale nie mieliśmy przyjemności…
Ale nie odniosłam wrażenia, że są wszędobylskie. Może nie ma ich tu aż tak dużo, jak się tego spodziewałam. A może po prostu tak się złożyło, że chadzały swoimi drogami, jak to koty. Zdecydowanie więcej widziałam jaszczurek. Pewnie dlatego, że dwa dni spędziliśmy na dzikich szlakach, na klifach, skałach, ścieżkach, wędrując wzdłuż wybrzeża. Trzymaliśmy się daleko od dróg, stąd takie a nie inne klimaty. A jaszczurki uciekały nam spod nóg bez przerwy. Na początku nas to zaskoczyło i bawiło, potem przywykliśmy. Ot jaszczurki, jak u nas gołębie… Widzieliśmy też kameleona… niestety przejechanego. Były też owce… Podobno są też meduzy, ale nie mieliśmy przyjemności…
Flora i kamienie…
Zarówno na Malcie jak i na Gozo, na
terenach, nazwijmy to pozamiejskich, widzieliśmy wiele kamiennych… szopek? minidomków?
baraczków? Niektóre zamknięte na klucz, w środku zagospodarowane, podłoga
wyłożona płytkami ceramicznymi (wiemy, bo podejrzeliśmy), tak jakby letniskowe…
w dość specyficznym wydaniu, bo okien to to nie ma… Niektóre otwarte, z blachą
falistą na dachu, jakby tylko poukładane klocki. Niewiele się różniły od tych
sprzed 4 tysięcy lat… Poza tym, całe pola są podzielone murkami z poukładanych
kamieni. Mówię Wam, koronkowa robota. Komu się chciało?
Precyzyjnie poukładane naturalne kamienie, na wysokość w większości około 40 cm, ale bywały też wyższe. Prawdziwe mury. I kilometry tych murków i murów ciągnące się po całych wyspach. No i kaktusy, kaktusy, kaktusy, skalniaki, trawy i koperek.
Precyzyjnie poukładane naturalne kamienie, na wysokość w większości około 40 cm, ale bywały też wyższe. Prawdziwe mury. I kilometry tych murków i murów ciągnące się po całych wyspach. No i kaktusy, kaktusy, kaktusy, skalniaki, trawy i koperek.
Zupełnie przypadkiem, jadąc w kierunku
klifów Dingli, w okolicach Mdiny, pięknego zabytkowego miasta wzniesionego na
wzgórzu i otoczonego murami, zajechaliśmy do Parku Narodowego. Jest to miejsce,
do którego Maltańczycy udają się na piknik. Wielki plac, ławki, dość dużo
zieleni jak na miejscowe warunki, biegające dzieci, grill, itp. Wszystko
nieopodal stadionu narodowego i huty szkła. I tu ciekawostka. W pewnym momencie
autobus stanął przed barierką i kierowca został poinformowany przez mężczyznę
pilnującego barierki, że nie ma przejazdu. Panowie podyskutowali dobrą chwilę,
po czym kierowca zawrócił i zaczął szukać innej drogi. Wykonał telefon – prawdopodobnie
do swojej firmy. W międzyczasie nadjechał z przeciwka kolejny autobus, więc
kierowcy sobie porozmawiali – w lekkim uniesieniu i zdziwieniu, że trasę trzeba
zmienić. Ostatecznie pojechaliśmy jakąś inną drogą. Niecodzienna sytuacja.
Wyobrażacie sobie coś takiego u nas? Albo w jakimś bardziej cywilizowanym od
naszego kraju, np. w Szwajcarii? A tam luz, dystans, nikt się specjalnie nie
zdziwił. Dla nas była to pewnego rodzaju atrakcja turystyczne… Co kraj to
obyczaj. Powinniśmy uczyć się od Maltańczyków spokoju, pogody ducha i dystansu
do problemów. Po prostu żyć chwilą i cieszyć się słońcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz