niedziela, 24 kwietnia 2016

Malta Malta - Post Scriptum

P.S.

Fauna Malty:

Było trochę kotów, miejscami mniej, miejscami więcej. Niektóre całkiem zadbane, inne takie bardziej czupurki.
Ale nie odniosłam wrażenia, że są wszędobylskie. Może nie ma ich tu aż tak dużo, jak się tego spodziewałam. A może po prostu tak się złożyło, że chadzały swoimi drogami, jak to koty. Zdecydowanie więcej widziałam jaszczurek. Pewnie dlatego, że dwa dni spędziliśmy na dzikich szlakach, na klifach, skałach, ścieżkach, wędrując wzdłuż wybrzeża. Trzymaliśmy się daleko od dróg, stąd takie a nie inne klimaty. A jaszczurki uciekały nam spod nóg bez przerwy. Na początku nas to zaskoczyło i bawiło, potem przywykliśmy. Ot jaszczurki, jak u nas gołębie… Widzieliśmy też kameleona… niestety przejechanego. Były też owce… Podobno są też meduzy, ale nie mieliśmy przyjemności…


Flora i kamienie…

Zarówno na Malcie jak i na Gozo, na terenach, nazwijmy to pozamiejskich, widzieliśmy wiele kamiennych… szopek? minidomków? baraczków? Niektóre zamknięte na klucz, w środku zagospodarowane, podłoga wyłożona płytkami ceramicznymi (wiemy, bo podejrzeliśmy), tak jakby letniskowe… w dość specyficznym wydaniu, bo okien to to nie ma… Niektóre otwarte, z blachą falistą na dachu, jakby tylko poukładane klocki. Niewiele się różniły od tych sprzed 4 tysięcy lat… Poza tym, całe pola są podzielone murkami z poukładanych kamieni. Mówię Wam, koronkowa robota. Komu się chciało? 


Precyzyjnie poukładane naturalne kamienie, na wysokość w większości około 40 cm, ale bywały też wyższe. Prawdziwe mury. I kilometry tych murków i murów ciągnące się po całych wyspach. No i kaktusy, kaktusy, kaktusy, skalniaki, trawy i koperek.


Zupełnie przypadkiem, jadąc w kierunku klifów Dingli, w okolicach Mdiny, pięknego zabytkowego miasta wzniesionego na wzgórzu i otoczonego murami, zajechaliśmy do Parku Narodowego. Jest to miejsce, do którego Maltańczycy udają się na piknik. Wielki plac, ławki, dość dużo zieleni jak na miejscowe warunki, biegające dzieci, grill, itp. Wszystko nieopodal stadionu narodowego i huty szkła. I tu ciekawostka. W pewnym momencie autobus stanął przed barierką i kierowca został poinformowany przez mężczyznę pilnującego barierki, że nie ma przejazdu. Panowie podyskutowali dobrą chwilę, po czym kierowca zawrócił i zaczął szukać innej drogi. Wykonał telefon – prawdopodobnie do swojej firmy. W międzyczasie nadjechał z przeciwka kolejny autobus, więc kierowcy sobie porozmawiali – w lekkim uniesieniu i zdziwieniu, że trasę trzeba zmienić. Ostatecznie pojechaliśmy jakąś inną drogą. Niecodzienna sytuacja. Wyobrażacie sobie coś takiego u nas? Albo w jakimś bardziej cywilizowanym od naszego kraju, np. w Szwajcarii? A tam luz, dystans, nikt się specjalnie nie zdziwił. Dla nas była to pewnego rodzaju atrakcja turystyczne… Co kraj to obyczaj. Powinniśmy uczyć się od Maltańczyków spokoju, pogody ducha i dystansu do problemów. Po prostu żyć chwilą i cieszyć się słońcem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz