poniedziałek, 10 października 2016

Bajkowe klimaty, smoki i krasnale – zeszłorocznych wakacji część szósta i ostatnia

Kraków i Wrocław – w drodze do domu

Z żalem żegnaliśmy południowo-wschodnie krańcu kraju. Ale Smok Wawelski już czekał, więc nie pozostało nic innego, jak spakować się w drogę.
Apartament okazał się mieszkaniem na skraju Plantów, od strony starego miasta. Rewelacyjne położenie. Standard „taki sobie”... ale nie narzekamy! Więc wieczorem spacer po rynku i okolicach, kolejnego dnia wycieczka do Wieliczki, a na koniec Wawel i Kazimierz. Spędziliśmy ten czas bardzo miło, zjedliśmy pyszne pierogi w... niestetyniepamiętamgdzie (jakaś pierogarnia zapewne), pospacerowaliśmy po starym mieście, odwiedziliśmy smoka, obejrzeliśmy Wawel, zachłysnęliśmy się Kazimierzem... Następny nocleg tam!
Generalnie były to wakacje z Kazimierzem, w Kazimierzu i na Kazimierzu :)











W drodze powrotnej (bo już niestety odczuwaliśmy, że nasze wakacje dobiegają końca, mimo, że jeszcze przed nami było kilka dni we Wrocławiu), odwiedziliśmy Oświęcim – duzi zobaczyli obóz koncentracyjny, mali i wrażliwi – rynek w Oświęcimiu.
A we Wrocławiu mieszkaliśmy w samym Rynku. W środeczku. Apartament nad pizzerią – zapachy aż miło. I tu przydały się tabletki do zmywarki, gdyż kuchnię mieliśmy wyposażoną we wszystkie potrzebne sprzęty, w tym zmywarkę.
Odwiedziliśmy oczywiście ZOO wraz z nowo otwartym Afrykarium. I powiem Wam, że warto! Odwiedziliśmy wystawę poświęconą Marylin Monroe, zorganizowaną w Hali Ludowej, pospacerowaliśmy po Ostrowie Tumskim i wyspach wrocławskich, pokręciliśmy się po rynku i okolicach, zjedliśmy mało co nieco w chińskiej knajpce (dzieci wyjątkowo postawiły na McDonalda ;))To był bardzo fajnie i spokojnie spędzony czas. Szukaliśmy oczywiście krasnali, które kryły się za każdym rogiem.



Smutno było wracać. Na pocieszenie zafundowaliśmy sobie lody z Wytwórni Lodów Tradycyjnych – słynnej już od kilku lat, która mieści się w Poznaniu, przy ul. Kościelnej. I to było oficjalne zakończenie podróży.
 
Wnioski 

Wakacje objazdowe są fajne. Bardzo fajne! Raptem 12 dni, a poczucie jakby człowiek przynajmniej ze dwa miesiące jeździł po świecie! Podobnie jak podczas żeglowania. Nasuwa mi się jeden najważniejszy wniosek. A mianowicie, w każdym miejscu dobrze jest spędzić co najmniej trzy noce – wtedy jest czas, żeby na chwilę zamieszkać, poczuć, że się na chwilę zagnieżdżamy. Dwie nocki okazały się trochę krótkim czasem – niby wystarczający, ale pozostało mi wrażenie, że ledwo przyjechałam, a już się pakuję. Więc pamiętajcie, trzy nocki w jednym miejscu dają więcej spokoju i poczucia wypoczynku. Trochę takiej ciągłości bycia w jednym miejscu, trochę zapomnienia, że jest się ciągle w drodze, trochę refleksji i zatrzymania. Mamy wtedy czas na nicnierobienie. Choć przez chwilę. Hmm... chyba już o tym pisałam... Ale to naprawdę ważne ;)
Tak patrząc z perspektywy roku od tego wyjazdu, najcudowniej mi było w Ustrzykach chyba... Choć Lublin i Kazimierz (jeden i drugi) też wspominam z myślą, że dobrze będzie tam wrócić...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz