środa, 16 lipca 2014

Na Mazury, Mazury, Mazury, popływamy to łajbą z tektury… Coś w rodzaju dziennika pokładowego…3 - Johanna



6 dni przed wyjazdem

Praca… trudno, że niedziela :)
...

Już po pracy, ach jak się cieszę, że to już niedługo! :)


 Gitara nadal się grzeje – kapitan naszego rejsu to jednocześnie gitarzysta i szantmen. Niech ćwiczy. Będzie pięknie…

Pierwsze uzgodnienia z Jedną ze współspaczy na łajbie (Jane) już poczynione – co zabieramy, czego nie, co może się przydać poza tym co już mamy i takie tam… Byliśmy już razem na rejsie w zeszłym roku, więc jest łatwiej. Nie trzeba robić odprawy, narady i spotkania. Poza tym nie byłoby już czasu – obie jeszcze pracujemy cały tydzień. Pozostaje ustalenie z Trzecią (Kate) – na telefon, bo daleko. No i jeszcze panowie muszą się umówić co i jak… Wiecie, babskie sprawy to babskie sprawy, a męskie to męskie… nie wcinamy się:) Drudzy płyną z nami po raz drugi, a Trzeci płyną z nami po raz pierwszy. Rozumiecie? Więc pewne utarte już z Drugimi zasady przekazujemy Trzecim… Na przykład o tym, jak wygląda zaopatrzenie na jachcie. A mianowicie – jedna porządna zrzuta na początek i wyznaczenie osoby odpowiedzialnej za budżet. To przetestowany sposób i polecam go do stosowania w podobnych przypadkach. Po prostu się sprawdza. W trakcie rejsu prawdopodobnie będzie potrzebne uzupełnienie okrętowej kasy, ale na bieżąco i według potrzeb ustalimy po ile. 

Właśnie leci w TV


„Jeszcze się tam żagiel bieli, chłopców, którzy odpłynęli,
nadzieja wciąż w serc kapeli na werbelku cicho gra,
bo męska rzecz być daleko, a kobieca - wiernie czekać,
aż zrodzi się pod powieką inna łza, radości łza.”

Alicji Majewskiej. 

Bardzo to lubię, choć smutne. Ale żagiel mi tu dzisiaj pasuje… na szczęście nie musimy czekać tylko płyniemy razem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz